Wylewanie myśli, czyli coś, co chyba tylko tutaj zostanie.

Piątek. Pierwszy raz od dawna siedzę sama w domu. Acrith na konwencie, siostry u babci na  weekend, mama będzie szła na noc do  pracy, a moje plany na dzisiaj to siedzenie w domu i nadrabianie zaległości w świecie  i na uczelnię.
***
Nadeszła już jesień.   Człowieka zaczyna dopadać jesienna melancholia. Wymieszajmy to z nadmiarem obowiązków, nadmiarem myśli w głowie,  problemami  w domu.  Żyć nie umierać. Zaczynam powoli wysiadać. Fala pesymizmu ostatnimi dniami w mojej głowie ma działanie destrukcyjne. Zaczynam przejmować się rzeczami, które nawet w  obecnej chwili nie powinny mnie interesować.

Na pierwszy plan oczywiście wychodzi problem w  domu. Jak człowiek ma normalnie funkcjonować, jeżeli jego oaza spokoju jest ciągle atakowana przez  człowieka, jeszcze przez jakiś czas nazywanego ojczymem. Jak człowiek ma delektować się spokojem i brakiem ludzi w domu, jak zaczyna się  bać, że on przyjdzie  w najmniej odpowiednim momencie. Jak był ktoś ze mną  w domu to  się nie martwiłam  i wiedziałam, że mogę sobie z  nim poradzić na spokojnie wyrzucając go siłą z domu. A dzisiaj?   Będę musiała na noc  zabarykadować  drzwi i mieć sztylet pod ręką. Jeżeli będzie się dobijać, to mogę mu go wbić w brzuch, prawda? W końcu to obrona własna. Aczkolwiek patrząc na zachowanie policji przy moich ostatnich prośbach o interwencję to...szkoda gadać.

Dalej? Studia. Pierwszy tydzień  edukacji. Nawał prac domowych, z którymi nie wyrabiam jak nie ja, to mój organizm (już kilka razy zasnęłam przy czytaniu o okresie postanisławowskim). Potrzebuję czasu, by przestawić się na tryb studenta "dam radę  improwizacją". Aczkolwiek czeka mnie jeszcze rola  Starosty roku, co równa się z  kolejnymi, dodatkowymi obowiązkami.

Trzecie.  Konwenty. Niby to coś co lubię i jednak już jeżdżę  te 6  lat. Mimo   wszystko  jeżeli w jednym czasie  mam sklejać całą papierkową  robotę oraz zbierać ludzi   na drugi, mając  przy tym wyżej wymienione problemy...no ciężko  jest. Na szczęście po  tym weekendzie powinno się  w miarę  uspokoić.

Czwarte.  Noc kulturalna.  Event,  który odbędzie się  jutro,  przy   którym   jestem  współorganizatorem jednego  bloku  atrakcji. Wiem, że  panele,  które  prowadzę jestem   w stanie opisać  w pełni   z pamięci,  ale   jednak miło by było mieć jakiś  program  dyskusji.

Piąte. Hajs.   Po części jest  to też połączone z problemem numer jeden. Mimo  wszystko ja  nie wiem  czy w tym miesiącu dostanę alimenty, stypendium dopiero za miesiąc (o ile   mi przyznają), Acrith dopóki   nie odbierze z Piaseczna dowodu  to nie może  podjąć się pracy, a wypłata mamy może   nie wystarczyć na wszystkie  wydatki. Zastanawiam się czasami,  jak szybko  zostaniemy bez dachu nad głową.

Szóste. Pseudomiłości.  Macie tak czasami, że nie jesteście w  stanie określić  relacji między Wami, a druga osobą?  Spokojnie, ja tak mam od dłuższego czasu.  Podchody  trwające już  trochę  czasu. Momentami udało mi się uspokoić i olać  to wszystko, wrócić do punktu zero.  Niestety czasami jednak chciałabym wreszcie dostać jasną  odpowiedź  na czym stoję,  by nie  robić sobie nadziei i przy okazji nie   wyjść na aż taką  debilkę.  Mimo wszystko...nie potrafię o takich sprawach rozmawiać. Po ostatnim związku, gdzie sama  o  to   zaczęłam  walczyć i i  tak to straciłam  to jakoś...mój zapał uciekł  i od dwóch lat nie chce powrócić.
***
O  twe względy prosić
nie chcę,  się obnosić
uczuciami, jakoś  znosić
ból, chcę tylko się wprosić
sercem.

Komentarze

Popularne posty