Recenzja filmu - Irina Palm

Irina Palm to dramat w reżyserii Sama Garbarskiego, wydany w 2007 roku. Film ten otrzymał nagrodę Berlinale w 2007 roku oraz nagrodę Davida di Donatello w 2008 roku za najlepszy film Unii Europejskiej. Do tego Irina była dwukrotnie nominowana - do nagrody Złotego Niedźwiedzia w 2007 roku oraz dwie nominacje do Europejskiej Nagrody Filmowej w 2007 roku (nominacje do najlepszego europejskiego aktora roku oraz najlepszej europejskiej aktorki roku). Film zamknął się w budżecie wyłącznie 10 milionów dolarów. 


Film zaczyna się nie do końca pogodnie i radośnie. Poznajemy Maggie - babcię ciężko chorego chłopca, którego jedynie może uratować bardzo kosztowna operacja w Australii. Kobieta bez doświadczenia zawodowego, w podeszłym wieku próbuje zorganizować fundusze na własną rękę. Zaczyna więc karierę w sexbiznesie jako... zawodowa faperka (kobieta do dotykania mężczyzn... wiadomo gdzie). Jak długo uda jej się zachować swoją pracę w tajemnicy i czy uda jej się osiągnąć sukces? Dowiecie się oczywiście po obejrzeniu tego filmu. 


Skupmy się najpierw na najbardziej rzucającej się w oczy rzeczy, jaką jest fabuła. Niekonwencjonalna, dramatyczna, ale jednocześnie humorystyczna przygoda dojrzalszej kobiety. Robi coś w zasadzie niemoralnego dla dobrych celów - ratowania życia. Pojawiają się dylematy moralne, co jest dobre i jak daleko można się posunąć, żeby osiągnąć sukces i spełnienie swoich marzeń. Fabuła nie przedstawia nam jedynie losów tej jednej kobiety, ale również skutki pracy 
w takim biznesie (niestabilna praca, którą w każdej chwili można stracić) oraz ewentualne problemy psychiczne związane ze zbyt dużym przywiązaniem do kogoś/czegoś (syn Maggie). Nie dostajemy wprost wyjaśnionego tego, co jest białe, a co czarne. Wszystko ma szary odcień, w zależności od tego, jak bardzo będziemy się wciągać w losy naszych bohaterów. 


A jeśli już wspomniałam o koncentracji na losach bohaterów, to skoncentrujmy się na ich psychologii oraz aktorach, którzy jednak w naszych krótkoterminowych towarzyszy musieli się wcielić. Zacznijmy od Maggie, gdyż to wokół niej dzieją się wszystkie inne losy. Jest to postać, która pomimo problemów życiowych stara się dążyć do osiągnięcia swojego celu i uszczęśliwienia wszystkich dookoła. Na szczęście z czasem jej podejście do życia się zmienia, koncentrując się również 
w pewnej części na sobie (jej relacje z alfonsem domu uciech, w którym pracowała). Osobiście uważam, że Marianne Faithfull zagrała tę postać odpowiednio. Nie było widać zbyt dużej sztuczności, aczkolwiek wydawało mi się, że czasami jej bohaterka najzwyczajniej w świecie wygląda nazbyt ponuro. Na drugim miejscu jest Miki - szef burdelbaru (o ile tak to można nieładnie nazwać). Człowiek, który pomimo swojej brudnej pracy jest osobą z sercem i własnym rozumem. Liczy się z pieniądzem, ale jednocześnie nie traci szacunku dla osób, dzięki którym zdobywa sukces. Miki Manojlović pokazał się tutaj moim zdaniem z jak najlepszej strony. Jego wygląd oraz sposób bycia przed ekranem pokazywał właśnie to, co taki bohater powinien mieć w sobie - spokój, luz, ale jednocześnie zachowaną pewną tajemniczość. Oczywiście skupić się można również na Tomie - synie Maggie. Człowiek, który nie potrafił odkleić się od mamusi, traktował ją jak świętość
i w momencie, kiedy zrobiła coś niestosownego, zrównuje ją z błotem. Człowiek, który boi się odcięcia pępowiny, lecz z czasem wychodzi na prostą. W tej roli wydaje mi się, że Kevin Bishop wyszedł znośnie. Niestety odczuwać można było sztuczność w jego okazywaniu gniewu względem matki (może po prostu nie jest pisany do takich ról... kto go wie). Oczywiście to nie są wszyscy, na których można by się skoncentrować, gdyż mamy jeszcze tajemniczą synową - Sarę, “przyjaciółkę” 
z “pracy” - Luisę oraz typowe brytyjskie psiapsiółki Meggie. 


Można zwrócić również uwagę na muzykę w filmie. Muzyka zespołu Rolling Stones ma tu wiele do życzenia. Utwory proste, niezbyt mocne, delikatne brzmienie gitary, praktycznie jednostajny rytm oraz chwyt gitarowy. Wykorzystanie tych brzmień jednocześnie w chwili pewnego uspokojenia tempa akcji na scenie, ale jednocześnie uruchomienia burzliwego działania psychiki bohaterów. Osobiście jako zwolenniczka takich utworów jestem jak najbardziej pozytywnie nastawiona do tego aspektu filmu. Wspominając o Rolling Stonesach można oczywiście przedstawić ciekawostkę o tym, że Mick Jagger był przez kilka lat partnerę Marianne Faithfull - aktorki grającej główną bohaterkę. 


Podsumowując film jest bardzo interesujący, ciekawy i nieszablonowy. Pokazuje w zasadzie sytuację, która może spotkać każdego z nas, ale w taki sposób, że lekko i przyjemnie się na to patrzy. Nie zamartwia się, nie myśli się wyłącznie o czarnym scenariuszu, nawet na chwilę zapomina się 
o prawdzisym sednie tego filmu - ocealeniu chłopca. Komu można polecić więc ten film? Wydaje mi się, że każdemu starszemu odbiorcy. Specyficzne ruchy kamery nie zniesmaczą młodzież zainteresowaną seansem, a może wnieść dużo do myślenia. Mimo wszystko osobiście uważam, że jako film refleksyjny można to odbierać w trochę starszym wieku niż te 15-16 lat. Tak wię8c serdecznie do obejrzenia zapraszam wszystkich DOJRZAŁCYH odbiorców.
Jeśli miałabym ocenić film w skali od 1 do 10, to z ręką na sercu po seansie zostawiam ocenę 8.


Komentarze

Popularne posty