Recenzja anime: Ousama Game The Animation
Ousama Game The Animation to seria wydawana w sezonie jesiennym 2017 roku (od 5 października do 21 grudnia). Jest to 12. odcinkowa tajemnicza seria na podstawie novelki, która według MAL zawiera w sobie horror, dramat i tajemniczość. Wydało to studio Seven, które jak dla mnie znane jest tylko z serii Danna ga Nani, ale niektórzy mogą kojarzyć hentaice (a jest ich trochę). Teoretycznie seria jest dla odbiorców powyżej 17 roku życia ze względu na dość mocno podkreślony motyw śmierci, tortur etc.
Historia opowiada nam o Nobuakim - uczniu, który został przeniesiony do nowej szkoły, boi się zawierać relacji z nowymi znajomymi ze względu na historie z poprzednich lat edukacji. Mimo wszystko w trakcie rozgrywek sportowych zaczyna otwierać się na swoją nową klasę. Nagle cała grupa zaczyna odbierać wiadomości na telefon od niejakiego "Króla". Z początku nikt tego nie bierze na poważnie, dopóki nie zaczynają faktycznie umierać klasowi towarzysze.
Pod względem fabularnym sam początek wydawał się dość interesujący. Legendy o grze w Króla znam już od conajmniej roku, więc tematyka główna i zasady nie były mi obce. Mimo wszystko z odcinka na odcinek zaczęło się dziać za dużo, za szybko, aż w końcu okazuje się, że połowę serii oglądamy jedynie flashbacki z Wietnamu naszego biednego Nobuakiego. Sama koncepcja tortur i zadań jest dość pomysłowa, aczkolwiek w otoczce całości fabularnej nic jej chyba nie jest w stanie uratować.
Graficznie nie mam za bardzo nic do zarzucenia. Nie mamy tutaj kawaii dziewczynek, które są niewinne z wyglądu i zachowania. Nie ujrzymy tutaj super bishounenów do wzdychania. Każda postać ma swój indywidualny wygląd, przez co jesteśmy w stanie mniej więcej ich skojarzyć. W zasadzie za wyjątkiem koleżanek z klasy, część z nich przynajmniej dla mnie wydawała się aż nazbyt podobna, ale to też mogła być wina tego, że mało człowiek miał czasu by się na nich skoncentrować.
Muzycznie już od pierwszego odcinka byłam zaskoczona i uświadomiona w fakcie, że nawet najlepszy utwór nie będzie w stanie wyratować wizualizacji na ekranie. Opening Feed the Fire od zespołu coldrain oraz ending Lost Paradise od Pile nie pasują do całokształtu. Oczywiście mocne brzmienie jest tutaj jak najbardziej odpowiednie, ale nie takie... nie w wykonaniu tych artystów. Nie pasowało mi to. Względem utworów pojawiających się w samej serii to niestety, ale nie byłam w stanie odnaleźć takowych w głowie, ani nawet w internecie, by je sobie przypomnieć. Najwidoczniej nikomu na nich nie zależało.
Projekty postaci pod względem charakteru i ich psychiki są różni. To się ceni, że nie posiadamy tutaj 10 czy 15 takich samych charakterów, podchodzących do sprawy śmierci w ten sam sposób. Minusem natomiast jest fakt, że postaci, które teoretycznie mają być ośrodkiem całego biegu wydarzeń są tak źle skonstruowane, że nie da się z nimi wytrzymać. Nobuaki to facet, który przechodzi wiecznie załamanie nerwowe z przeszłości, który chce poświęcać się dla innych. No i jego "wróg", którym jest Natsuko - pokazująca swoje dwa oblicza, ale nikt nie wie z jakiego powodu ma takowe rozdwojenie charakteru... Reszta bohaterów wydaje się być takimi dziećmi we mgle.
Podsumowując jest to seria, która totalnie nic nie ma do zaoferowania. Jest to jedynie zabijacz czasu, którego mimo wszystko i tak możemy żałować pod sam koniec oglądania. Ja żałuję. I jest to pierwsza seria od dawna, która otrzymała ode mnie tak niską ocenę. A wiecie czego się najbardziej możecie obawiać po obejrzeniu Ousama Game? Drugiego sezonu, który jest zaplanowany do wydania. Królu, zabij nas wcześniej.
Ocena ogólna: 1/10
Historia opowiada nam o Nobuakim - uczniu, który został przeniesiony do nowej szkoły, boi się zawierać relacji z nowymi znajomymi ze względu na historie z poprzednich lat edukacji. Mimo wszystko w trakcie rozgrywek sportowych zaczyna otwierać się na swoją nową klasę. Nagle cała grupa zaczyna odbierać wiadomości na telefon od niejakiego "Króla". Z początku nikt tego nie bierze na poważnie, dopóki nie zaczynają faktycznie umierać klasowi towarzysze.
Pod względem fabularnym sam początek wydawał się dość interesujący. Legendy o grze w Króla znam już od conajmniej roku, więc tematyka główna i zasady nie były mi obce. Mimo wszystko z odcinka na odcinek zaczęło się dziać za dużo, za szybko, aż w końcu okazuje się, że połowę serii oglądamy jedynie flashbacki z Wietnamu naszego biednego Nobuakiego. Sama koncepcja tortur i zadań jest dość pomysłowa, aczkolwiek w otoczce całości fabularnej nic jej chyba nie jest w stanie uratować.
Graficznie nie mam za bardzo nic do zarzucenia. Nie mamy tutaj kawaii dziewczynek, które są niewinne z wyglądu i zachowania. Nie ujrzymy tutaj super bishounenów do wzdychania. Każda postać ma swój indywidualny wygląd, przez co jesteśmy w stanie mniej więcej ich skojarzyć. W zasadzie za wyjątkiem koleżanek z klasy, część z nich przynajmniej dla mnie wydawała się aż nazbyt podobna, ale to też mogła być wina tego, że mało człowiek miał czasu by się na nich skoncentrować.
Muzycznie już od pierwszego odcinka byłam zaskoczona i uświadomiona w fakcie, że nawet najlepszy utwór nie będzie w stanie wyratować wizualizacji na ekranie. Opening Feed the Fire od zespołu coldrain oraz ending Lost Paradise od Pile nie pasują do całokształtu. Oczywiście mocne brzmienie jest tutaj jak najbardziej odpowiednie, ale nie takie... nie w wykonaniu tych artystów. Nie pasowało mi to. Względem utworów pojawiających się w samej serii to niestety, ale nie byłam w stanie odnaleźć takowych w głowie, ani nawet w internecie, by je sobie przypomnieć. Najwidoczniej nikomu na nich nie zależało.
Projekty postaci pod względem charakteru i ich psychiki są różni. To się ceni, że nie posiadamy tutaj 10 czy 15 takich samych charakterów, podchodzących do sprawy śmierci w ten sam sposób. Minusem natomiast jest fakt, że postaci, które teoretycznie mają być ośrodkiem całego biegu wydarzeń są tak źle skonstruowane, że nie da się z nimi wytrzymać. Nobuaki to facet, który przechodzi wiecznie załamanie nerwowe z przeszłości, który chce poświęcać się dla innych. No i jego "wróg", którym jest Natsuko - pokazująca swoje dwa oblicza, ale nikt nie wie z jakiego powodu ma takowe rozdwojenie charakteru... Reszta bohaterów wydaje się być takimi dziećmi we mgle.
Podsumowując jest to seria, która totalnie nic nie ma do zaoferowania. Jest to jedynie zabijacz czasu, którego mimo wszystko i tak możemy żałować pod sam koniec oglądania. Ja żałuję. I jest to pierwsza seria od dawna, która otrzymała ode mnie tak niską ocenę. A wiecie czego się najbardziej możecie obawiać po obejrzeniu Ousama Game? Drugiego sezonu, który jest zaplanowany do wydania. Królu, zabij nas wcześniej.
Ocena ogólna: 1/10
Komentarze
Prześlij komentarz