Recenzja gry: Uncharted - Fortuna Drake'a
Uncharted: Fortuna Drake'a to gra wydana na konsolę PS3 w 2007 roku przez studio Naughty Dog (znana z Crash Bandicoot czy The Last of Us). Na konsolę PS4 remaster został wydany w 2015 roku. W 2009 roku pojawiła się kontynuacja — Pośród złodziei, w 2011 roku trzecia część — Oszustwo Drake'a, natomiast w 2016 roku czwarta część — Kres Złodzieja. My w dzisiejszej opinii będziemy mówić wyłącznie o pierwszej części w wersji na PS4.
Osobiście mało kiedy mam okazję ruszać jakąkolwiek grę na PS4, a tym bardziej przygodową. Mimo wszystko skoro była okazja ruszyć remaster pewnej dość popularnej gry, uznałam... czemu nie?
Nie miałam okazji wykazać się zbytnio — przechodziłam grę na poziomie normalnym, a i tak momentami wydawało mi się, że to szczyt moich możliwości. Mimo wszystko poziom trudności to nic — liczy się całe „wnętrze” tej gry.
Głównym bohaterem serii jest Nathan Drake, który dąży do odnalezienia El Dorado szlakami swojego przodka. Poznajemy go już w zwartej akcji, kiedy to wraz z dziennikarką Eleną muszą się wybronić przed atakiem rabusiów, chcących zdobyć notatki krewnego Drake'a. Już w pierwszym rozdziale możemy zakochać się w specyficznych tekstach naszego głównego bohatera (któremu
w polskim dubbingu głos podkłada Jarosław Boberek) oraz w samym jego sposobie bycia.
Drake, wraz z Sullym wyruszają więc do wspaniałych, tropikalnych zakątków Ameryki Południowej, polując na złoto legendarnego miasta. Wszystkie rejony, które mamy okazję eksplorować w trakcie naszej wyprawy, potrafią zafascynować swoim wyglądem — chodzi o krajobraz otoczenia, jak
i drobiazgi dookoła naszego bohatera. Od pierwszych kilkunastu minut rozgrywki jesteśmy w stanie wczuć się w klimat tego obcego lądu.
Jak już wspomniałam wcześniej, od samego początku jesteśmy w stanie wyczuć specyficzny charakter naszego głównego bohatera. Nathan Drake jest kobieciarzem, ale mimo wszystko pragnie przygody. Momentami możemy odczuć, że jest on dość mocno narcystyczny i pewny swoich umiejętności. Mimo wszystko, kiedy jest konieczność, potrafi się spiąć i zrobić to, co do niego należy.
Jak w każdej serii przygodowej (nie chodzi o same gry, ale ogólnie o gatunek) musimy natrafić na pewien zły charakter. W pierwszej części naszej przygody mamy trzech głównych „tych złych” - Gabriel Roman — bezwzględny człowiek chcący zdobyć główny skarb El Dorado we współpracy
z Navarro i Eddym Raja wciąż napotyka na swojej drodze naszego głównego bohatera. Czy udało mu się mimo wszystko osiągnąć swój cel w nieuczciwej walce tony piratów przeciwko jednemu, biednemu (heh) Nathanowi?
Ciekawe jest to, że im bardziej zagłębiamy się w fabułę, tym mroczniejsze i bardziej tajemnicze zakamarki zaczynają się przed nami uchylać. Aż w pewnej chwili zaczynamy odczuwać sami niepewność, czy dobrym rozwiązaniem będzie faktycznie wygrać ten pościg za największym skarbem wyspy.
Jednym z minusów tej gry jest fakt, że nie mamy otwartego terenu, który możemy badać według własnych upodobań. Historia jest jednotorowa, kieruje nas w konkretne lokalizacje i nie da się nijak tego uniknąć. Momentami dostajemy nieco większą przestrzeń, w której możemy decydować nad kolejnymi ruchami, ale jest to tylko oznaka, że w danym rejonie znajduje się skarb (zbierany
ku zdobyciu achievementów).
Gra posiada hollywoodzki klimat. Nasz główny bohater potrafi wskakiwać na bardzo wysokie budynki, krzywdy sobie nie zrobi przy pewnych fikuśnych akrobacjach, a jego ręce są w stanie wytrzymać przemieszczanie się po krawędziach na bardzo długie odległości. Rozgrywka jest mocno przewidywalna — jesteśmy w stanie dość szybko wyczuć, kiedy będziemy zmuszeni walczyć
z bandą piratów, a kiedy gra wymaga od nas po prostu główkowania w przedostaniu się do innego miejsca.
Plusem tej gry jest sposób, w jaki możemy walczyć z naszymi przeciwnikami. W tym przypadku mamy mimo wszystko jakikolwiek wybór. Jedni preferują walkę wręcz, inni bawią się w snajpera
z odległości, a jeszcze inni wolą wskakiwać w sam środek walki, rzucając granatami na lewo i prawo. Jedni wolą się skradać i chcieliby przejść kompletnie niezauważonym, inni specjalnie robią wokół siebie szum. Dla każdego coś innego.
Wcześniej wspomniałam o tym, że czasami mamy szansę pogłówkować, by się dostać do kolejnej lokalizacji. Oczywiście, zdarzają się sytuacje, gdzie nawet moja blondynkowatość się uruchamiała
i kilka minut trzeba było spędzić w jednym miejscu, analizując notatki „wujka Drake'a” i odblokować sobie przejście dalej. Nie są one zbyt skomplikowane, ale ciekawe. Szkoda, że w pierwszej części nie dostajemy ich za dużo (zagadek, jak i notatek).
Oczywiście w trakcie gry mamy możliwość odblokowania pewnych dodatków. Autorzy gry udostępnili nam kilka specjalnych strojów dla naszych głównych bohaterów — Natana, Eleny
i Sully'ego. Mamy możliwość przejrzenia galerii szkiców i projektów do tej gry (przejrzałam całą galerię i powiem Wam, że się w niektórych szkicach wprost zauroczyłam). Z czasem też możemy odblokować sobie z góry konkretną broń, dzięki czemu nie będziemy musieli poszukiwać tej, która jest nam najbardziej przydatna do danej walki.
Podsumowując — Uncharted: Fortuna Drake'a to gra, która ma sporo swoich plusów, aczkolwiek nie oszukujmy się... nie zaskoczy nas niczym. Prawie każdy kolejny rozdział niczym nie jest w stanie nam zaskoczyć, a gra w zasadzie jest do przejścia w ciągu jednego/dwóch posiedzeń. Mnie oczywiście zajęła dłużej (przerwa na kilka dni co rozdział...), ale to zależy od człowieka. Mimo wszystko gra godna sprawdzenia dla każdego — warto wyrobić sobie własną opinię, bo z pewnością negatywów będzie mało, ale mimo wszystko zaskakujących pozytywów jeszcze mniej.
Ocena ogólna: 6/10
Komentarze
Prześlij komentarz