Podsumowanie konwentowe


Od kilku miesięcy zbieram się na sklejenie moich skromnych opinii z konwentów, na których w zasadzie nie powinno mnie być, ale jakoś tak wyszło...
W związku z tym, że jest tego za dużo i czekało za długo, zapewne pozapominałam dość sporo. Ale postaram się po prostu wszystkie 5 EVENTÓW uwzględnić w skrótach myślowych w tym oto JEDNYM poście.


1. Pyrkon
Jest to jedyny konwent, którego nie wypada mi odpuszczać, nawet jeśli inne konwenty są już na uboczu. Pojechałam standardowo jako gżdacz, dzięki czemu dla mnie konwent rozpoczął się już we wtorek (i skończoby się w poniedziałek, gdyby nie lekko zniszczone plany urlopowe). Moje dyżury polegały na czuwaniu i wspieraniu ludzi w głównym Biurze Rzeczy Znalezionych. Nie była to zbyt stresująca czy męcząca praca, więc nie mam się do czego doczepić w zasadzie.

Sam konwent spędziłam dość mało produktywnie, gdyż większość czasu przekoczowałam w namiotach z grami muzycznymi, poprawiając swój skill w Jubeacie. Poza tym to był główny ośrodek, w którym mogłam znaleźć większość swoich znajomych bez zbędnego błądzenia po terenie. Bo jak wiadomo, na takiej imprezie chyba jeszcze nigdy się nie zdarzyło, by udało się spotkać faktycznie z każdym swoim znajomym.

Ogólnie konwent jak dla mnie minął dość nudnawo od piątku do niedzieli, ale mimo wszystko sporo funu dał mi Montażkon. Zaczynam się zastanawiać nad tym, czy na Pyrkon nie jeździć tylko na Montaż i Demontaż, a sam czas trwania imprezy spędzić gdzieś poza terenem. Jakoś tak nie wiem do końca już co robić. Kiedy idę pracować, to nie mam czasu dla znajomych, a kiedy nie pracuję, to narzekam, że nie mam co robić... typowa kobieta.


2. Cytadela
Na ten konwent pojechałam tylko ze względu na ewentualne dogadanie się co do współpracy przy organizowaniu bloku mangowego na kolejnej edycji. Bo jakoś tak wyszło, że są spore szanse, iż będę się tym zajmować. W związku z tym oficjalnie weszłam na teren konwentu jako uczestnik, który nie ma kompletnie nic do ogarniania. I w zasadzie nie mam czego żałować, gdyż znalazł się czas dla każdego i na wszystko.

Impreza była jednym wielkim smażingiem, ale Twierdza Modlin w środku była w ciągu dnia fantastycznym miejscem ochłody. Dodatkowo w jednym miejscu zebrane gry muzyczne + konsolówka spowodowały, że do większości znajomych nie musiałam za bardzo się ruszać. No i prosta droga od bloku muzycznego na ogródek, w którym oferowany był pyszny miód pitny. Kto nie pił, niech kiedyś spróbuje - polecam.

Dodatkowo, może nie jest to plus na sam konwent, ale na okolicę - pub będący przy wjeździe na Twierdzę. Wygląda niczym speluna, ale obsługa i jakość jedzenia oferowanego tam spowodowała, że zamiast wyjśćia na szybką pizzę, spędziliśmy tam dobre 3-4 godziny, delektując się chłodnym piwem i jedząc dodatkową porcję pizzy, robionej na miejscu. Dodatkowo Pani zajmująca się lokalem tak dbała o szczegóły, że aż specjalnie w niedzielę potrafiła jechać dla nas po świeże pieczarki.


3. Nejiro
W Lublinie bywam rzadko. W zasadzie ostatni raz to był chyba Falkon 3 lata temu. Mimo wszystko tym razem człowiek przyjechał użyczając swojego sprzętu do osu!roomu. Albo części sprzętu, gdyż dostaliśmy nowszą salę informatyczną, w której ta gra działała jeszcze lepiej i płynniej niż na moim rocznym laptopie. Ogólnie zorganizowanie sprawy z osu! wyszło na 90% tak, jak chcieliśmy, ale było kilka pomyłek.

Standardowo to był konwent przed wypłatą, a co za tym idzie, przyjechałam do Lublina mając około 70 groszy w portfelu i trzy dni przetrwania. Na szczęście organizacja ma super podejście względem nagród za turnieje. Zwycięzca otrzymuje walutę konwentową, którą może wymienić na DOWOLNYM stoisku będącym na konwencie. Co za tym idzie, wydałam całą walutę na jedzenie i BubbleTea.

Był to konwent, który potrafił irytować w niektórych sprawach (podejście do helperów), ale oczywiście socialkon w jak najlepszej formie. I tutaj również z wielką ręką na serduszku pozdrawiam ekipę z Universal Shop, u których to miałam okazję delektować się dobrymi zupkami chińskimi oraz JAJECZNICĄ, która była tania, pyszna i dostaliśmy ją w godzinach późnowieczornych, dzięki czemu ugasiła nasz nocny głód.


4. Funcon
Co z tego, że konwent na totalnym zadupiu. Co z tego, że przez cały weekend mój telefon był odłącozny od świata. To właśnie ten skromny konwent przypomniał mi o tym, jak dobrze można się bawić na takich eventach, a większe konwenty mogą być fuj. Przyjechałam na ten event robiąc UltraStara wraz z ekipą T. A. Dodatkowo część organizacji to pewne stare znajomości, super mordki od których rozwinęłam swoje konwentowanie i życie w fandomie.

Konwent robiony od początku do końca bazując na tym, że social i zabawa ludzi jest najważniejsza. I pod tym kątem nie można było się do czego doczepić. Wszystko na konwencie wyszło jak należy, żadne potencjalne bagno jeśli miało powstać, to nie dotarło do konwentowiczów. Dodatkowo łatwo można było nawiązać nowe znajomości i spędzić miło czas. Poza tym oczywiście było kilka atrakcji, które z pewnością każdemu by przypadły do gustu. Skoro nawet ja co nieco znalazłam dla siebie...

Moim zdaniem był to jeden z tych konwentów, które lądują dość wysoko w mojej długiej liście konwentowej. Poczułam tam rodzinny klimat, miałam okazję spotkać się z ludźmi, których nie widziałam od kilku lat. Można było powspominać stare, dobre, fandomowe czasy przy dobrym trunku. I szczerze powiedziawszy, gdyby ktoś zaproponował mi przyjazd na kolejny Funcon, to w sumie... będę się zastanawiać.


5. Asucon
Nie będę nikogo oszukiwać, ale Asucon to był taki specyficzny konwent, do którego nie wiem dlaczego, ale miałam niechęć przed wyjazdem. Serio. Na dzień przed konwentem zaczęłam zastanawiać się, czy w ogóle chce mi się na ten konwent jechać. Mimo wszystko pojechałam, konwent był spoczi, nie mam do czego się doczepić. Szału nie było, dupy nie urywało, ale jak na konwent z moich rejonów to nie mam prawa w ogóle się czepiać.

Pojechałam z osu!roomem, zostawiłam swój sprzęt i poszłam spędzać konwent na socialu. No prawie... bo zapomniałam o tym, że prowadziłam dwie prelekcje. Jedna się nie udała - nie było ludzi o 11 rano w sobotę, bo pewnie byli na lepszych prelekcjach (i bardzo dobrze). Natomiast druga prelekcja o anime o magii wieczorem, to był sztosik. Przypomniało mi to, jak bardzo uwielbiam prowadzić dla ludzi panele dyskusyjne... gdyż sama nie wiem czego się po nich spodziewać.

Ogólnie to większość czasu spędziłam na... heh... grach muzycznych albo na palarnii. Znów udało mi się wygrać turniej Jubeata (na te 5 konwentów udało mi się wygrać... na 4, bo nie pamiętam co było z Pyrkonem), przełamałam się względem zagrania w Pop'n'music. No i standardowo zebrałam nagrody konwentowe na turniejach UltraStara, z czego na jednym nie zajęłam pierwszego miejsca! Co zdobyłam? Hajs xD Sprzedałam walutę konwentową za grosze, bom ja Janusz Konwentów.

Jeśli miałabym szczerze powiedziawszy z tych 5 eventów ułożyć takie top of the top to byłoby chyba tak: Funcon, Pyrkon, Cytadela, Asucon, Nejiro.

Tak więc w dużym skrócie myślowym przedstawiłam wszystkie 5 eventów. Szczerze powiedziawszy ciężko jest mi mówić o moich planach konwentowych na przyszłość. Jak już napisałam o Asuconie, dostałam wreszcie tej niechęci konwentowej. To już chyba znak, że czas odpuścić... albo pojawić się gdzieś na spontanie jako uczestnik jeśli mnie serduszko gdzieś popchnie.
Mimo wszystko miałam skończyć na 50 konwentach, a ostatecznie przerwa przyszła w okolicy 57-58 konwentu... Not bad.

Komentarze

Popularne posty