Drewnianym okiem: The Originals
Rodzeństwo Michaelson to postaci, które przeżyły długie tysiąclecie, delektując się wiecznością. Są postaciami, które z powodu ingerencji fanów doczekały się własnej historii. W Pamiętnikach... niestety pokazywali się sporadycznie, a każdy chciał się dowiedzieć o nich czegoś więcej na ten temat. Dostaliśmy taką możliwość. The Originals jest na tyle interesujące, że wciągają przez całe swoje 5 sezonów, od początku każdego odcinka, do jego końca. Niestety wychodzi na to, że sequel wyszedł dużo lepiej niż podstawa (człowiek zaczął się nudzić w okolicach końcówki 4, a początkiem 5 sezonu... a gdzie tu do końca 8 sezonu).
Otrzymaliśmy łącznie 92 odcinki pełne walk, przyjaźni, utraconych przyjaźni i miłości (i super soundtracku), których to akcja toczy się w Nowym Orleanie... i częściowo w znanym niektórym Mystic Falls. „Jednorazowa” (if you know what i mean) miłość Niklausa zaszła w ciążę (tak, przez to, że Klaus nie jest TYLKO wampirem, mogło do takiej sytuacji... ehmm... dojść). Pokazano nam losy, zachowanie i podejście każdej z postaci — wybuchowy panikarz Niklaus, wierny mu brak Elijah, Rebekah marząca o byciu człowiekiem oraz wybuchowy najmłodszy brat Kol, siostra-czarownica Freya oraz nienawidzony przez wszystkich, mocno konserwatywny Finn.
Każdy kolejny odcinek łączy się z poprzednimi i jest konsekwencją postępowania naszych bohaterów w różnych latach (nie chodzi tylko o to, co dzieje się w serii, ale również o to, co nawyrabiali oni w przeciągu ostatnich stuleci). Wszystko w jedną całość spaja klimat Nowego Orleanu, pojawiający się bohaterowie z Pamiętników Wampirów oraz mroczny klimat większości serii.
Rodzeństwo Michaelson od lat sieje spustoszenie i tworzy sobie wrogów, którzy przez lata knują, jak pozbyć się tych nieśmiertelnych istot. Mimo wszystko są to te wampiry, które dość dobrze przedstawiają klimat tych nieśmiertelnych istot. Dodatkowo w dość ciekawy sposób została przedstawiona ogólna „żywotność” i problemy Pierwotnych, których to w (prawie) żaden sposób nie da się zabić. W zasadzie nieśmiertelność powinna być szczęściem niejednej osoby, a tutaj spotykamy się z problemami i chęcią powrotu do bycia „normalnym".
Jako osoba, która lubuje się w historiach wampirów różnego rodzaju, nie stronię od ciągłego poznawania nowego podejścia do wampiryzmu... no ok... Zmierzch jest wyjątkowy. Mimo wszystko w serii tej nie obeszło się bez pewnych niejasności, niespójności i sporego zagmatwania w zdolnościach wampirów (szczególnie, jeśli wciąż chcemy porównywać tę serię kątem głównej serii, czyli Pamiętników...).
Największym problemem, jaki mogłam wyczuć to samo przedstawienie Hope Michaelson — cudownej córki Klausa Michaelsona i Hayley Marshall. Hope w zasadzie zdobywa jeszcze przed narodzinami sporo nadnaturalnych zdolności, przez co staje się „cudownym dzieckiem” dla każdej frakcji... jak również wielką niewiadomą i szansą na zniszczenie świata. Mimo wszystko jest bardzo mało faktycznego łączenia faktów związanych z byciem wampirem, wilkołakiem, czarownicą i człowiekiem.
Seria mimo wszystko ma w sobie pewien urok, który, jak wspominałam wcześniej, dość mocno przyciąga. Chodzi tu o sam fakt tego, że nawet w najbardziej ponurych momentach potrafi wpleść się nuta komediowa albo na tyle lekka, że człowiek uzna: „co za świr tworzył takie pomysły". Idealnym momentem jest, chociażby czytanie przez Klausa i Elijah książek w bibliotece, przy akompaniamencie muzyki klasycznej, gdzie dookoła leżą ciała ich żeńskiego „pożywienia".
To, co najbardziej urzekło mnie w Pamiętnikach... i jest zawarte również w The Originals to to, że seria w bardzo ciekawy sposób wplata nowych bohaterów. Najlepszym tego przykładem jest wpuszczenie w historię Freyi, która to mimo naszej niewiedzy w kilku momentach poprzedzających jej wielką premierę nam się pojawiała na ekranie jako postać trzeciego planu. Plusem, który nie ma pierwotna seria, a posiada sequel to to, że około 90% postaci, które pojawiają się w serii, nie są bez przyczyny i na dość długi czas mają z nami kontakt.
Samo zakończenie serii niestety wprowadziło we mnie wielki niedosyt i uwierzcie, ale przez długi czas szukałam specjalnego odcinka, który podobno wyszedł. Oczekiwałam, że dowiem się kilku rzeczy jeszcze na temat naszych głównych bohaterów. Na szczęście o jednej z nich będziemy wiedzieć dużo więcej, gdyż od 25 października wychodzi sequel The Originals (ahh sequel sequela, jak pięknie) o nazwie The Legacies.
Nie można również narzekać na obsadę aktorską. Kiedy w Pamiętnikach Wampirów osobiście bardzo ubolewałam nad wizerunkiem Elijah, tak w The Originals stał się jedną z lepszych postaci. W zasadzie ciągle mam lekki dystans do obu tych serii z myślą, że „jest to seria dla napalonych gimnazjalistek”, aczkolwiek sama w sobie coś z tego gimbusa mam i... no nie oszukujmy się... sporo aktorów jest całkiem przystojnych. Z aktorkami niestety trochę gorzej, gdyż prócz Hayley i Caroline niestety nie znalazłam nikogo w moim guście.
Wygląd jest ok, ale co z wnętrzem. Niestety moim zdaniem psychologia postaci nie zachwyca. Wiadomo, że niektóre wampiry, takie jak Klaus, mogą posiadać paranoiczne lęki, borderline i chęć mordu. Mimo wszystko zachowania i czyny, które niektóre postaci robiły w ciągu całego serialu dość mocno nie zadowalają i mogłyby potoczyć się zupełnie inaczej. No ale cóż... niektórzy nazwą to planowanym zwrotem akcji, co ja tam się znam.
Z jednej strony ta seria ma kilka rzeczy, którymi od siebie odpycha i człowiek po niektórych odcinkach potrzebuje zrobić sobie przerwę. Z drugiej zaś strony są sytuację, w których to można obejrzeć kilka odcinków jednego dnia, zużywając kilka chusteczek na ocieranie łez bądź walkę ze ściskającym gardłem. Julie Plec wiedziała dobrze, co robi i wie jak wpłynąć na widza (kiedy przy Pamiętnikach... uznała, że najlepiej wychodzą jej pogrzeby, tak w Originals dobrze wychodzą jej nawet najzwyklejsze pożegnania).
The Originals jak widać po samym moim opisie, ma jeden spory minus, o którym już wspominałam — bez Pamiętników Wampirów część rzeczy może być dla Was niejasna i niespójna. Większym problemem jest to, że nawet jeśli Pierwotni są dostępni do obejrzenia na Netflix, tak w październiku Pamiętniki... zniknęły z listy dostępnych seriali i trzeba sobie radzić na własną rękę. Niektóre leniwe buły zrezygnują w tym momencie z seansu.
Mimo wszystko, nawet jeśli zdecyduje się obejrzeć sequel bez zapoznania się z podstawką (co ja mam w zwyczaju robić dość często w zasadzie), to i tak się nie zawiedziecie. O ile interesuje Was kwestia wampirów, macie dystans do niektórych sytuacji, które odczuwalne są jako typowe dla serialu młodzieżowego oraz lubicie, gdy muzyka jest idealnie dobrana do sytuacji — to ta seria powinna na Waszej liście osiągnąć z pewnością ocenę w okolicach 7. Ja z ręką na sercu dałam temu 9/10, aczkolwiek momentami aż chciałam podnieść ocenę.
Mimo wszystko czekam na Wasze opinie na ten temat.
Komentarze
Prześlij komentarz