Recenzja filmu: Hellboy
Z góry informuję, że nie jestem fanem komiksów, więc moje styczności z Hellboyem zakończyły się na urywkowym ujrzeniu fragmentów filmu z 2004 roku gdzieś tam w telewizji. Mimo wszystko porównując już na pierwszy rzut oka widać, że mocno skupiono się na samym projekcie naszego głównego bohatera. Pytanie tylko, czy jest to w stanie wyratować kwestię fabularną?
Fabuła rozpoczyna się na historii króla Artura, który to magicznym, legendarnym Excaliburem próbuje zabić królową czarownic - Nimue. Jej wsparcie - Gruagach - walczy o "złożenie" królowej ponownie do jednej części, by ta mogła znów rządzić. I w jej planie okazuje się, że Hellboy może odegrać bardzo znaczącą rolę.
Mając styczność z kilkoma fanami komiksu widziałam, że względem filmu pojawiają się mieszane uczucia. Fabuła opiera się na nowszych komiksach i przemieszanych między sobą wątków fabularnych. Może to i dobre rozwiązanie... aczkolwiek mimo wszystko film nie otrzymał zbyt dużo pozytywnych opinii. I tu już nie tylko ze strony "fanów", ale również laików takich jak ja, którzy dopiero próbowali dowiedzieć się czegokolwiek o piekielnym chłopcu.
Fabuła w zasadzie opiera się głównie na sporze między Hellboyem, a jego przyszywanym ojcem. Fakt, jest jeszcze dążenie do zniszczenia Nimue, ale mimo wszystko nie jest to owiane jakimś konkretnym celem, prócz właśnie prawdy o ojcu Hellboya. Projekt naszego bohatera po samym trailerze już pokazywał, że będzie to śmieszkowa postać, robiąca dookoła rozpierduchę. Niestety, szkoda, że w całym filmie jednak nie udało się tego specyficznego humoru zachować.
Hellboy w zasadzie jest filmem akcji - i pod kątem akcji nie można mu aż tak dużo zarzucić. Całkiem ok prezentują się masakry na potworach czy chociażby ciekawie prezentuje się spotkanie z Babą Jagą. Szkoda tylko, że jak na film akcji, finalne starcie z głównym wrogiem - Nimue, nie został zaprezentowany jak trzeba. Hellboy w pełnej formie z pewnością by się fantastycznie prezentował na wielkiej potyczce z królową czarownic.
Podsumowując, drugie podejście to przedstawienia historii piekielnego chłopca jakoś nie za bardzo wyszły. Ok, nie mogę powiedzieć, że to marnowanie czasu, ale... no w zasadzie skłamałabym. Jest to film, który kompletnie nic nie wnosi, przy którym człowiek włącza się tylko na kilka fragmentów. Po seansie niestety nie odczuwamy kompletnie nic, nie można powiedzieć dobrych rzeczy o filmie, nie można hejcić do końca. Taka nicość. Więcej jest właśnie gdybania, co by było gdyby...
Ocena ogólna: 3/10
Komentarze
Prześlij komentarz