Recenzja anime: Blood-C



Blood-C to anime wydawane w sezonie letnim 2011 roku. Studio zajmujące się serią to Production I.G, znane, chociażby z Shingeki no Kyoujin, Guilty Crown czy Haikyuu!. Seria TV posiada 12 odcinków standardowej długości (ok. 23 minuty) oraz film kinowy wydany w czerwcu 2012 o nazwie Blood-C: The Last Dark (będący sequelem anime). Seria bazuje na mandze autorstwa grupy CLAMP, a to natomiast bazowało (tak samo, jak Blood+) na serii Blood: The Last Vampire wydanej w 2000 roku.

Historia opowiada nam o losach dziewczyny, która zwie się Saya Kisaragi. Żyje ona ze swoim ojcem na prowincji, gdzie nieopodal ma przyjaznego sąsiada-cukiernika, a w szkole grupę przyjaciół. Zawsze pogodni i uśmiechnięci, za dnia spędzają miło swój czas. Ta wspaniała wizja kończy się natomiast o zmroku, kiedy to Saya, jako kapłanka, dobywa świętego miecza, by walczyć z demonami. I tak dzień w dzień... 


Tutaj pragnę jedynie wtrącić, że nie będe porównywać Blood-C do oryginału, gdyż jest to jedyna rzecz, której jeszcze nie byłam w stanie ruszyć. Mogę jedynie twórczość CLAMP porównać do telewizyjnej, starszej wersji Blooda, czyli Blood+.

I właśnie w tym momencie mogę już nawiązać do kwestii fabularnych. Jak w Blood+ fabuła cały czas brnęła do przodu i nie posiadaliśmy ani chwili większego spokoju, tak w Blood-C otrzymujemy w zasadzie połowę serii mówiącą dokładnie o tym samym. Saya się budzi, szykuje do szkoły, odwiedza cukiernika, śpiewa po drodze do szkoły, wraca z zajęć, bierze miecz i idzie atakować potwory. Oczywiście druga połowa serii dużo zmienia (ku chwale), lecz jednak powolny rozwój akcji nie sprzyja temu anime, szczególnie że ma tylko 12 odcinków. 


Widząc, że CLAMP tworzył swoją wersję tej kultowej niegdyś serii, liczyłam, że otrzymam to, czym CLAMP był w stanie mnie zachwycić w innych swoich produkcjach (jak, chociażby Chobits czy Tsubasa Chronicle). Chodziło tutaj o nietuzinkową fabułę oraz o ciekawe wplatanie między seriami różnych bohaterów. Niestety, o nietuzinkowości mogłam wyłącznie pomarzyć, a względem wplatania ciekawostek to dostaliśmy tylko jedną postać, pojawiającą się w xxHolic, o której niestety tutaj nie dowiemy się za wiele, ale twórcy sądzą, że przecież już go znamy. Bolesne zagranie...

Fabularnie seria telewizyjna zakończyła się otwartymi ustami, gdyż mimo wszystko TAKIEGO zwrotu akcji, się nie spodziewałam. I tu mogę powiedzieć wprost, że dobrze twórcy zrobili, uzupełniając serię telewizyjną dodatkowo filmem kinowym. Dzięki temu otrzymaliśmy wreszcie dopełnienie całości, które w jakimś tam stopniu uzupełniły nasze braki w informacjach. Nie zachwyciło, ale nie pogorszyło już słabej sytuacji całej serii.


Znów będę porównywać z Blood+, gdyż dużym problemem tej serii jest... nie oszukujmy się... główna bohaterka. Saya Otonashi w „plusie” była osobą, która z dnia na dzień poznawała siebie, próbowała zrozumieć co się dzieje wokół niej i dlaczego tylko ona jest w stanie cokolwiek zdziałać na tym świecie. W „C” natomiast Saya Kisaragi to totalna fajtłapa, która z życiem sobie nie radzi, z relacjami z ludźmi sobie nie radzi, ale jak weźmie miecz i zacznie walczyć, tak nagle jest królową i zwycięzcą. Nikt nie wyjaśnia nagłego pojawienia się czerwonych oczu, które dają jej bardzo dużego boosta do każdej walki.

Pod kątem bohaterów drugoplanowych w zasadzie nie jesteśmy w stanie jakoś dokładniej ich opisać. Otrzymujemy typowy schemat bohaterów niczym z generatora. Mamy przewodniczącego klasy, spokojnego chłopca. Mamy przyjaciółkę, która z dystansem podchodzi do świata. Mamy dwie bliźniaczki, które są głupie, ale dodają energii całej ekipie, no i na koniec przystojny i niegrzeczny chłopak z klasy, do którego każdy stara się mieć dystans. Dowiadujemy się o nich mało przez całą serię, a na koniec, kiedy poznajemy prawdę, przedstawienie ich działań już nic nie ratuje.


Sporo krytyki z mojej strony poszło, to może więc czas na jakiś plus w tym wszystkim? Jako że jestem osobą, której podoba się styl kwartetu CLAMP, do projektów wizualnych postaci i ogólnie serii nie mogę mieć zarzutów. Projekt czarno-czerwonych szkolnych mundurków bardzo mi się spodobał, wygląd postaci również (są urocze dziewczynki i w miarę ładnie stworzeni chłopcy). Otoczenie również jest dopracowane, z jasnymi barwami za dnia (dając ten pogodny klimat) oraz ciemnym odcieniem w nocy (by dodać nieco „mroku” do klimatu mordu).

W związku z tym, że plus już się pojawił, wracam do normalnego oceniania. Kolejnym minusem, który zabolał mocno była CENZURA. Tak kochani. Otrzymujemy serię, która już przed obejrzeniem wszędzie jest wpisana jako brutalna, mroczna i krwawa. Ludzie oczekują, że zobaczą płynące flaszki, szczątki ciał, cokolwiek. Otrzymują niestety w zamian ciemne i jasne pasy na ekranie. Nie wiem, czy muszę to jakoś szczegółowo komentować...


Ścieżka dźwiękowa w zasadzie jest tutaj kolejnym aspektem, który serii wychodzi na plus. Nie można powiedzieć, że jest to dzieło sztuki, ale jest bardzo dobrze stworzone. Insert songi są stonowane, w większości dominują w nich te same instrumenty i w trakcie serii czuć, że było wiadomo z góry, w jakim momencie, jakie odczucia daną muzyką chcemy wytworzyć. Opening Spiral od Dustz był... ok, ale szczerze jakbym go usłyszała na Anime Music Quiz, pewnie powiedziałabym wprost, że to „jakiś utwór w klimatach sportowego anime”.


Na miejsce tego openingu już lepiej byłoby dać stary, fajny opening z Blood+, którego po tylu latach dalej pamiętam - Raion od Jinn.  Pod kątem endingu, mogę powiedzieć, że jak na klimat całej serii spodziewałam się jakiegoś solidnego, mocnego brzmienia bądź ewentualnie spokojnej i mrocznej melodii. W zamian dostaliśmy Junketsu Paradox od Mizuki Nany, który w ogóle nie jest w stanie skojarzyć mi się z tą serią w żaden sposób.


Podsumowując, jako kiedyś osoba mająca bzika na punkcie Blood+ czy chociażby serii od CLAMP, jestem rozczarowana. Nie otrzymaliśmy klimatu, jaki ta seria powinna nam zaprezentować. Podejrzewam, że gdyby zostawili fabułę z pierwszego Blooda, a tylko odświeżyli wizualnie serię, nikt by nie tworzył aż takiej krytyki w kierunku tej serii. Niestety irytująca postać, nieistniejący horror i problematyczne nagłe przejście na wartką akcję nie dają zbyt dużo satysfakcji i radości. A jeśli chcielibyście obejrzeć tę serię dla „flaczków i członków” - szkoda Waszego czasu, bo tutaj tego nie otrzymacie.

Ocena ogólna: 5,5/10 

 

Komentarze

Popularne posty