Recenzja spektaklu: Córka

 Córka to przedstawienie w reżyserii Natalii Fijewskiej-Zdanowskiej, która przy okazji jest jedną z dwóch aktorek przedstawienia. Spektakl pojawił się na deskach Teatru Młyn i za uprzejmością tegoż teatru mieliśmy okazję kilka tygodni temu obejrzeć ten spektakl z poziomu własnego mieszkania, oglądając nagranie przedstawienia wrzucone na portal YouTube. 

Już na pierwszy rzut oka widać, że wszystko, co jest na scenie z dekoracji, nie jest kompletnie istotne. Dostajemy szpitalne łóżko, stolik, krzesło i za "ścianą" rząd innych krzeseł. Do tego nieco przyciemnione światło w zależności od poziomu dialogów. Właśnie - dialog. W związku z bardzo ubogimi dekoracjami sceny od razu możemy zorientować się, że głównym celem tego przedstawienia jest to, co dzieje się między dwoma bohaterkami - matką i córką. Nic innego nie powinno nas wybijać z tej rozmowy, gdyż to ona jest najistotniejsza w całym spektaklu, a również i ogólnie w życiu.

Matka (Joanna Żółkowska) ląduje w szpitalu i ma wykryty zanik pamięci. Jej córka (Natalia Fijewska-Zdanowska) ma pomóc jej przypomnieć sobie o rzeczach w życiu poprzez rozmowę, zgodnie z zaleceniami lekarza. Z początku rozmowa wydaje się jak najnormalniejsza próba przypomnienia swojej najbliższej osobie o wszystkim w życiu. Niestety z czasem okazuje się, że ogląd na niektóre sytuacje obu kobiet jest nieco odmienny i z terapii zaczyna rozwijać się spowiedź. Spowiedź osób, które nigdy nie miały dla siebie wystarczająco czasu, by wytknąć te wszystkie błędy, póki był na nie czas. 

Oglądając to, co działo się pomiędzy kobietami na deskach teatru, od razu wiedziałam, że można będzie odebrać ich uczucia i słowa na wiele sposobów. Pierwszym jest typowy problem w porozumieniu się matki i córki - brak pełnej szczerości, ukrywane żale, które ciągnęły się za córką od lat młodości. Żadna z kobiet nie miała odwagi się przełamać i wyciągnąć dłoń do tej drugiej, by móc wreszcie wszystko uporządkować. W końcu nadszedł ten czas w malutkim szpitalu. 

Drugą dość istotną kwestią, na którą moim zdaniem warto zwrócić uwagę, jest fakt różnicy pokoleń. Jest to problem, którego nie da się mimo wszystko wyzbyć - on będzie nas atakować zawsze, w związku ze zmieniającym się światem. Mamy tutaj więc przykład typowej matki lat pięćdziesiątych, byłej hipiski, która żyła pełnią życia i nie przejmowała się niczym oraz mamy córkę - dziecko lat PRL, poukładane, idące zgodnie ze schematami i działające nieco na siłę w swoich planach zawodowych oraz prywatnych. 

Warto zwrócić uwagę na grę światła na scenie w trakcie trwania przedstawienia. Z początku jest ono jasne, typowe dla sali szpitalnej, w której leży pacjent. Mimo wszystko z każdą kolejną warstwą wspomnień i dochodzenia do prawdy światło robi się coraz ciemniejsze, aż kobiety zostają same ze sobą w prawie całkowitej ciemności. Jest to idealne wyczucie sytuacji i emocji, przedstawienie tego, jak głęboko w siebie obie nasze bohaterki musiały spojrzeć, by wyrzucić męczącą prawdę z siebie. 

Jedyna rzecz, która mocno mnie irytowała i powodowała wybijanie z klimatu całego przedstawienia to muzyka Filipa Dregera. Muzyka dobrana do przedstawienia brzmi nazbyt pozytywnie i wydaje się aż komiczna względem całości tematyki, jaką otrzymujemy. Powoduje to pewien dysonans, człowiek zaczyna się gubić w tym, czy spektakl powinien brać na poważnie, czy jednak brać jako karykaturalne przedstawienie problemów tkwiących w każdym z nas. 

Niemniej, pomimo pewnej krytyki z mojej strony uważam, że Córka to idealne przedstawienie dla każdego. Nie dość, że nie jest to sztuka wymagająca (oprócz uważnego słuchania), to mimo wszystko łatwa do odszyfrowania w trakcie oglądania. Dodatkowo trwa niecałą godzinę, więc osoby, które mają dość mało czasu w życiu, tyle jeszcze mogą poświęcić. Poza tym pamiętajcie o tym, że czasu nie da się zatrzymać, a na niektóre sprawy może być za późno ;)

Ocena ogólna: 9/10

Komentarze

Popularne posty