Recenzja serialu: Wiedźmin
Już zdarzało mi się tutaj wspominać o tym, że sporo rzeczy ruszam nie od tej strony, od której się powinno. Tak oto mamy kolejną rzecz, z którą rozpoczęłam historię dopiero teraz, rok po wyjściu serialu na Netflix. Żadnej książki, żadnej gry (mimo iż ta w bibliotece jest i Andrzej pewnie by mnie chciał za to spalić na stosie). Czy jako osoba, która nie zna kompletnie świata stworzonego przez Sapkowskiego, jestem w stanie dobrze bawić się na tworze bazującym na jego twórczości?
W zasadzie skłamałabym, gdybym powiedziała, że z Wiedźminem mam pierwszy raz styczność, ale mimo wszystko nie wiem, czy dobrym pomysłem jest mówić, że coś mi w głowie świta jak za dzieciaka oglądało się polski twór z Żebrowskim. Mimo wszystko względem całej historii nie wiem prawie nic, przed seansem wiedziałam tylko tyle, że serial od Netflixa jest fabularnie przed sytuacjami, które dzieją się w grze i bazuje na opowiadaniach. Oczywiście czytelnik prozy Sapkowskiego (bądź nawet gracz) dopatrzy się tutaj dużo więcej szczegółów niż taki człowiek jak ja, który wybiera sobie randomowo seriale i filmy do oglądania.
Fabularnie zainteresował mnie dość mocno fakt, że Wiedźmin nie skupia się tylko i wyłącznie na Geralcie. Serial, który mimo wszystko posiada mało odcinków, ale potrafi w tych odcinkach wystarczająco mocno przedstawić linie fabularne trójki bohaterów - to, co ich czekało w przeszłości, to co robią w chwili obecnej oraz to, co pisze im przeznaczenie (w które wierzą lub nie). Jest to na tyle dobry zabieg, że wymusza na widzach pełną koncentrację oraz spostrzegawczość, by można było bez większych problemów przypisać dane sytuacje na ekranie z konkretnym czasem.
Po rozmowach ze znajomymi dowiedziałam się o tym, że serial rozwinął wątek Yennefer i Ciri, czego opowiadania nie robiły. W związku z tą informacją zaczęłam z większym respektem podziwiać stworzone postacie i ich historie, a szczególnie jeśli chodzi o czarnowłosą czarownicę. Jej historia jest cudownie stworzona, przy jej wątkach człowiek dostaje taką dawkę szczegółowych informacji, że pod koniec serialu nie ma się problemu ze zrozumieniem, dlaczego jest ona z zachowania taka, a nie inna i co potrafi motywować ją do dalszych działań.
Kolejne postaci, które zasługują oczywiście na pochwałę to Geralt oraz Jaskier. Zacznę od barda, gdyż on jest specyficzną postacią tej serii - nie wnosi zbyt dużo do fabuły, ale bez niego również można by było odczuć pewne braki. W odcinku, gdy pierwszy raz się spotykają i Jaskier chce wyruszyć z Geraltem na wyprawę, ich dyskusja od razu skojarzyła mi się z dialogiem Osła ze Shrekiem. Idealny duet i wspaniale dobrany aktor do roli śmieszka-podrywacza-nieudolnej-gwiazdy. No i w ogóle kieruję tutaj ogromny szacunek do twórców tej adaptacji, że pozostawili imię Jaskra jako JASKIER - nie zostało ono zmienione. Cudownie się słuchało tego, jak postacie do niego mówią i starają się faktycznie to imię wypowiedzieć (bardzo ładnie im to zresztą wychodziło).
Jeśli chodzi natomiast o samego Geralta to nie można powiedzieć, że Henry Cavill się nie spisał. W końcu od samego początku było wiadomo, że odda on w tę rolę całe swoje serce, jak na nerda i fana serii przystało. Sam ćwiczył walki mieczem i w jego postaci czuć było to oddanie. Jest to bardzo istotne, kiedy odgrywa się rolę postaci, której większość dialogów opiera się na "hmmm" albo "fuck". W momencie ogłoszenia obsady pojawiało się sporo słów krytyki, ale szczerze nie mam tutaj serii kompletnie nic do zarzucenia (może to też wina tego, iż nie mam spaczonej wizji postaci, bazując na grach).
Skupmy się jeszcze nad tym, co jedni po wyjściu Wiedźmina znienawidzili, czyli muzykę. I nie, nie chcę już tutaj omawiać kwestii piosenki Grosza Daj Wiedźminowi, bo ileż można. Mnie również ten utwór zbrzydł jeszcze zanim obejrzałam serial. Mimo wszystko ogólny klimat OST jest jak najbardziej w moim guście i ogólnie w klimacie całego tworu. Nawet teraz, kiedy odtworzyłam sobie te 11 utworów, wybierając ten jeden najlepszy, to wciąż mam dylemat. I nie jest to dylemat pomiędzy dwoma utworami. Z tych 11 utworów mogę powiedzieć, że "najlepszych" jest aż 6.
Podsumowując Wiedźmina, albo raczej zastanawiając się nad tym, czy jest sens oglądać go kiedy nie ma się bladego pojęcia o tworach Sapkowskiego, mogę powiedzieć, że jest to seans godny poświęconego czasu. Są pewne niedopowiedzenia, są pewne braki, ale część widzów z pewnością spodziewa się, że wszystkiego dowiemy się ostatecznie w drugim sezonie, który pojawi się w przyszłym roku. Jeśli nie boicie się nieco innego punktu widzenia (przypominamy, że jest to adaptacja, a nie ekranizacja) to wiecie co dodać do swojej listy "do obejrzenia".
Ocena ogólna: 7/10
Komentarze
Prześlij komentarz